List nr 4 do Stanisławy Walczak

[Przemyśl, 9 VI 1929]

Mój list był już zaklejony do Ciebie, a tu nadspodziewanie otrzymuję od mojej Stasi list taki, jakiego pragnęłam - duży, a cały o Matce Najświętszej, o miłości niepomiernej dla Niej. Jak ja się cieszę wszystkim, co się odnosi do Maryi Niepokalanej, wszystkim, co o miłości mówi! Słowo "miłość", które Ty podkreśliłaś Stasiu, jest dla mnie muzyką najsłodszą, płynącą wprost z Serca Bożego, od przedwiecznej Miłości. Słucham jej zawsze z rozkoszą i próbuję do tej muzyki nastrajać struny swej duszy. Nie umiem jak Ty śpiewać tej niebiańskiej pieśni, ale jak mała ptaszyna, co ledwie kwilić poczyna, nucę o każdej dnia porze, przedziwne drogi Boże. Jezus zna dobrze tę piosnkę, jej każdy dźwięk i zgłoskę. Maria jest mą Mistrzynią i łask rozdawczynią. Jak to dobrze mieć taką Matuchnę, która jest Matką pięknej miłości, która zatem może dać nam doskonałą miłość Boga i bliźniego.

Wczoraj na lekcji fizyki, uczyłyśmy się o rozszerzalności ciał pod wpływem ciepła. I pomyślałam sobie, że tak samo jest w życiu duchowym; skoro miłość Boża spotęguje się w duszach naszych, to ona się rozszerza na bliźnich, na wszystkich. Tak postępuje Stasia, kochając Jezusa i Maryję, kocha między innymi mnie biedną, a ja z tego korzystam, bo mi wyprasza wiele... a to wiele zobaczy kiedyś sama, gdy będziem już u Pana. Powiedz Stasiu ode mnie Matce Najświętszej, że Ja bardzo kocham, że chcę być apostołką i poproś Ją, by mnie, jak Ciebie, uczyła miłości. "Bóg zapłać" Ci Najdroższa Stasiu za każde słowo w tym liście. Ale wiesz, jak prawdopodobnie aż w lipca będą w Starej Wsi, jeszcze jeden list od Ciebie byłby mi bardzo drogi. Chyba, że bardzo nie masz czasu, muszę się umartwić i czekać aż [do spotkania w] Starej Wsi.