Dziennik, Zeszyt I (2)

Każesz mi, Jezu, pisać o tym - bądź wola Twoja... Na wieki wyśpiewywać będę miłosierdzie Pańskie, a jeżeli już tu na ziemi rozkazujesz zacząć ów hymn niebiański, spraw, bym wskutek mej nędzy nie dołączyła ani jednego fałszywego akordu, bym Twoją jedynie wyśpiewywała chwałę, a jeżeli - jak to zapowiedziałeś -ma to przynieść korzyść duszom, dawaj im swoją łaskę, bo są godniejsze ode mnie i mogą Cię daleko więcej ukochać, skoro uwierzą w Miłość.
[3] Kiedy sięgam myślą w najdawniejszą przeszłość, w chwile modlitwy, samotności, skupienia, zauważam, że nieraz otrzymywałam w duszy pouczenia, jak mam jakąś prawdę rozumieć. Było to żywe światło wewnętrzne, które sprawiało, że już o danej prawdzie nigdy wątpić nie mogłam. Niestety, nie umiałam z tego korzystać. Cieszyłam się rozkoszą poznania, ale kończyło się wszystko na uczuciu, co najwyżej na opowiedzeniu wszystkiego drugim w rozmowach duchowych. Marnowałam łaski Boże, bo łaską nazywam owe światła wewnętrzne, i Jezus udzielał mi ich coraz mniej - czułam, że się boi, że Go zdradzę. Miał Pan Jezus słuszność. Pogrążył mnie w ciemnościach, aż wreszcie sam się ulitował i podniósł moją duszę ponad nią samą przed swe oblicze. Zdaje mi się, że Pan Jezus przygotowywał moją duszę do usłyszenia głosu Miłości.
Raz po Komunii św. oczom duszy przedstawiło się Serce Boże otoczone wianuszkiem serc, które Go w tym dniu przyjęły sakramentalnie. Było tam i moje serce. Po chwili Serce Pana Jezusa wchłonęło w siebie te wszystkie serca, a razem z nimi zniknęło i moje serce w Sercu Bożym. Pan Jezus mnie kocha, skoro ukrywa mnie w swym Sercu.
Odtąd nawiedzenia Boże wewnętrzne pomnażają się coraz więcej. W duszy wzrasta spokój, szczęście bez granic, podziw, miłość.