Dziennik, Zeszyt I (29)

Jesteś moją uczennicą. Oświecam cię sam i przez spowiedni­ka, bo chcę ci dać poznać tajemnice, których własnym wysiłkiem nigdy byś nie pojęła. Jak sądzisz, czy człowiek na zawsze zosta­je uczniem? Na świecie studia są poniekąd ograniczone. W mo­jej natomiast szkole można być zawsze uczniem, bo Ja odkrywam coraz to nowe tajniki tej samej odwiecznej, niezmiennej Prawdy. Dusza przyjmująca te prawdy jest szczęśliwa jak dziecię na kola­nach matki, która j e uczy słów modlitwy. W takim położeniu są moi kapłani. Duch Święty nigdy nie będzie im skąpić skarbów mądro­ści Bożej, byleby tylko ufali mocno i przychodzili czerpać u źró­deł wód żywych (por. Ap 7, 17; 21, 6). Kapłani w calej hierarchii Kościoła, począwszy od Ojca Świętego, poprzez biskupów, kapłanów, aż do ostatniego neoprezbitera, na którym co dopiero spoczęły ręce biskupa i łaska konsekracji, to są uczniowie wybrani, uprzywilejowani, których pouczam Ja sam, Mistrz wszechwiedzy. Są oni dla Mnie tym, czym apostołowie i uczniowie otaczający Mnie za życia mego ziemskie­go. Ale jak wówczas dałem rozkazanie, by poszli na cały świat głosić moją naukę, tak i dzisiaj taką samą rolę spełniają [58] moi uczniowie - kapłani. I ty, moja oblubienico, której duszę napeł­niam słodyczą prawd wiekuistych, staniesz się kiedyś apostołką mojej miłości, będziesz pomagać kapłanom, bo ciebie użyłem za narzędzie, przez które chcę przemówić do wielu dusz. Staniesz się matką duchową tych dusz, bo będziesz im podawać pokarm ukryty w moich słowach, które, jak ci to już mówiłem, odbierasz nie tylko dla twojej, ale dla wielu innych dusz.
Zraniłaś Serce moje, siostro moja, oblubienico moja (por. Pnp 4, 9), zraniłaś je gorącym pragnieniem miłości - ale jest to rana, która nie spra­wia bólu, ale ulgę przynosi. Ja sam spowodowałem w twej duszy to pragnienie miłości, aby ulżyć swemu Sercu. Posłuchaj jego ude­rzeń i wiedz, że pragnienie, by być przez ludzi kochanym, sprawia Mi niekiedy ból równy konaniu.
Mój Jezu - odezwałam się - przecież Ty cierpieć nie możesz, jakże mówisz o konaniu? Tak - odpowiedział Pan Jezus - Ja cier­pieć nie mogę, ale żyjąc na ziemi, przeżyłem ten ból miłości odno­śnie do każdej duszy i dopóki dusza żyje na świecie, jest dla niej ten ból aktualny, toteż zadaniem duszy wiernej jest przynosić Mi ulgę, pociechę, osłodę. Od duszy wybranej żądam czegoś więcej jeszcze. Powiedziałem ci, że przeżyłem ból miłości odnośnie do każdej duszy. Pomyśl, jak cierpia[59]łem na widok dusz, dążących na zatracenie. One ani tu na ziemi, ani w wieczności nie odpłacą Mi bólu miłości, a Ja tak tego pragnę. Liczę na moje wybranki, one Mi niczego nie odmówią, one się ofiarują za tych, którzy Mnie nie kochają. Czy chcesz, moja droga, należeć do ich liczby? Ja cię wybrałem, chodzi tylko o wielkoduszność z twej strony - wiel­koduszność w drobnych rzeczach, powoli pójdziemy do większych i trudniejszych. Zwróciłaś uwagę na słowo „pójdziemy"? Użyłem go dlatego, że będzie to już współżycie z sobą. Jezus i Leonia będą podejmowali dla chwały Ojca ciche, ukryte przed wzrokiem niepo­wołanych, coraz to większe ofiary, poniosą krzyż na Golgotę, by tam dokonać ostatecznej ofiary. Ja dokonałem jej już raz na krzy­żu, ale z tobą i przez ciebie dokonam jej ponownie - mistycznie. Żadna dusza nie przeszłoby swojej kalwarii, skróconej oczywiście i złagodzonej, gdyby wespół z nią i w niej nie dokonywał jej Jezus ukryty w niej i w krzyżu danym do niesienia. "Dusza-Ofiara" powinna się wysilać, by coraz to nowe dowody miłości przynosic Mi w dani.
 
Czekałem na ciebie - szepnął Jezus, ledwie tylko weszłam do kaplicy. Posłuchaj: ustawicznie, ale to bez przerwy jestem z tobą. Podpatrują każdy twój ruch. Zdejmuję niejako fotografię każde­go aktu twego życia, przedkładam Ojcu niebieskiemu. Tam po­zostają te fotografie [60] niby obrazki filmowe, a gdy dojdziemy do ostatniego aktu, zabiorę cię do najukochańszego Ojca. Tam jednym spojrzeniem obejmiesz całe twoje życie, które było tylko jednym momentem, a dalszy ciąg tego filmu będzie już na łonie Ojca, w uścisku odwiecznej Miłości. Mój Jezu, ja chyba nie będę w niebie szczęśliwa, bo się będę wstydzić moich grzechów i chyba zawsze będzie mi towarzyszył ból, że Ciebie, moja Miłości, tak bardzo obrażałam na ziemi.
Moje dziecię. Do nieba nic zmazanego wejść nie może. Skoro tam będziesz z miłosierdzia Bożego, będziesz czysta, jasna, piękna pięknością twego Oblubieńca. Cierpienie i brak szczęścia w niebie są niemożliwe. Nie lękaj się. Co do bólu duszy płynącego z żalu - zamieni się on w hymn uwielbienia dobroci i miłosierdzia Boże­go. Zresztą, czy już tu na ziemi nie odczuwasz upajającej radości we łzach żalu płynącego z miłości? Miłość potrafi ze wszystkiego korzystać.