List nr 1 do Stanisławy Walczak

[Stara Wieś, marzec 1923]

Ukochana w Chrystusie
Droga moja Stasiu!

[...] Dowiadujesz się, czy już starałam się gdzie o przyjęcie. Otóż dotychczas nie starałam się jeszcze nigdzie o przyjęcie, nie mogłam znaleźć odpowiedniej chwili na to, czy też nie mogłam się zdobyć na stanowczy krok. Ja nie wiem jak się osądzić w tej sprawie. Tatuś nie chce się przychylić do mojego zamiaru. Ile razy wspomnę o tym, to się gniewa nie tylko na mnie, ale mści się na biednej Mamusi. Kochana Stasiu! Chcę być szczera wobec Ciebie, więc przyznam się, że to jest najsłabsza moja strona. Nie mogę znieść cierpienia Mamusi, nie mogę znieść niezgody w domu. Czekam na Pana - Droga Stasiu... On, dobry nasz Jezus, może w jednaj chwili wszystkie przeszkody usunąć z drogi i dokonać swego nadspodziewanie, jeśli zechce. Powtarzam Twoje własne słowa. W tę niedzielę, kiedy się rozpoczynały nasze rekolekcje, wspomniałam właśnie Tatusiowi o klasztorze, o tym, że to jest moje nieodmienne przedsięwzięcie. Nie pożałował mi Tatuś nawet bicia - ale kłopot tam z tym co boli. Nie odezwał się Tatuś do mnie dopiero w ten wieczór, kiedy miałam szczęście milutką Twoją Siostrę i Stasię nocować w domu. Nadto, napisał mi Tatuś kartkę, nie chcąc mówić do mnie. Brzmiała ona tak: Masz [zapisane w posagu] dwieście dolarów i krowę jedną. Przy odbiorze pieniędzy masz się wypisać ze wszystkiego.

Moja Droga, Kochana Stasiu! Proszę Cię - przedstaw tę moją sprawę Matce mojej Niepokalanej i Najsłodszemu Jezusowi. Zapytaj Jezusa, czy mam iść z taką zimną odprawą, z takim błogosławieństwem Tatusia, czy też każe czekać odpowiedniejszej chwili. Błagam Cię Stasiu, módl się za mnie. Pan Jezus swojej "wybranej", kochanej i tak bardzo kochającej dziecinie niczego nie odmówi. Nie przez wzgląd na to, że ja na to zasługuję, ale że prosi Stasia - najmilsza Jego Sercu "wybrana". Ja jestem pewna tego.

Droga Stasiu! Do Wielebnego Ojca Kutyby nie pisałam. Z tej racji, że nie wiem, co począć, jak sobie zaradzić. O! gdyby tu Ojciec był... A może Bóg nie pozwala dlatego być Wielebnemu Ojcu w Starej Wsi, że ja tu jestem, bo Ojciec kochany odjechał zaraz, skoro ja ze Staniątek przyjechałam.

Moja dusza, to taka ziemia nieurodzajna - na której się pracuje, pracuje i jeszcze pracuje, a owoców żadnych nie widać. Ach, Stasiu, jakaż to niepojęta dobroć Boża, iż mnie trzyma na świecie Bóg. Nic innego, tylko modlitwy świętych dusz żyjących między grzesznikami zasłaniają mnie przed wymiarem słusznej sprawiedliwości.

Kochana Stasiu! Jeszcze jedno leży mi na sercu, jakby ciężar jaki i muszę go zrzucić przed Tobą. Nazywasz mnie pieszczochem Jezusa, zapewniasz, że kocham bardzo Matkę Bożą. O dobra Stasiu! Nie mogłabym, nie potrafiła powiedzieć, że Jej nie kocham. Bo jakże, jakże nie kochać... Ale widzisz moja dobra Stasiu, ja nic takiego nie czynię, ja nie mam żadnego dowodu, którym mogłabym okazać tę miłość, miłość prawdziwą. To mnie tak martwi, iż może ja oszukuję drugich i siebie. Nie piszę tego z pokory, bo ja nie jestem pokorna, ale chcę odwołać - bo bóg się kłamstwem brzydzi - jeżeli skłamałam, że kocham ogromnie, a nuż to wszystko nieprawda.

Proszę się na mnie nie gniewać, że piszę tak dużo i bez żadnego sensu. Mnie się zdaje, że rozmawiam z Tobą, więc nie dobieram wyrazów, ale piszę tak swobodnie.

Kończąc, życzę Ci dużo łask i pociech od Pana Jezusa Zmartwychwstałego i zamykam w Najsłodszym Sercu Pana Jezusa.

w: S. Leonia Nastał, Uwierzyłam Miłości, Stara Wieś 2009, s. 401-403.