Dzień 9 - 24 grudnia



24 Grudnia

Gdy wzejdzie słońce niebieskie, ujrzycie Króla królów, przychodzącego od Ojca, jak oblubienica ze swej komnaty.

Módlmy się:

Boże, który co roku pozwalasz nam z radością oczekiwać pamiątki naszego Odkupiciela, spraw, abyśmy przyjmując Jednorodzonego Syna Twojego jako Odkupiciela, mogli Go bez trwogi oglądać, gdy przyjdzie jako Sędzia Pan nasz Jezus Chrystus, Syn Twój. Który z Tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen.


ROZWAŻANIE:
 
"W Uroczystość Bożego Narodzenia Pan Jezus mówił:

Mam ci sprawiać gody? Córko Ja zawsze jestem z tobą i ty zawsze jesteś ze Mną. Zrozumiałam, co Pan Jezus chce przez to powiedzieć, toteż powiedziałam: Mój Jezu, ja chcę tego, co i Ty. Trwałam w największym skupieniu duszy przy Nim i byłam szczęśliwą. Myślałam, że w okresie świąt będzie tak samo. Tymczasem dzisiaj uczynił Pan Jezus coś, czego się nie spodziewałam. Wprowadził mnie do stajenki. Była czyściutka, umiecona, cisza w niej panowała głęboka, św. Józef spał, a Maryja klęczała pełna zachwytu i miłości. Wpatrywałam się w Nią z rosnącą wciąż radością i myślałam: Jakżeż jest szczęśliwą. Panienko Niepokalana, choć tak ubogą jesteś. Szczęśliwsza jesteś od wszystkich matek ziemskich, od królowych i księżniczek, choć one w pałacach, a Ty w stajni, wśród dwojga bydląt.

Tak byłam zajęta Matką Niepokalaną, że ani spostrzegłam, kiedy Maryja skierowała pierwszy Swój wzrok na Boża Dziecinę, która leżała na Jej szatach, u Jej kolan. Dostrzegłam spojrzenie Dziecięcia, skierowane na Matkę. Tak wymowne było to spojrzenie Wcielonego Boga, wszystko wiedzącego.

Ponieważ w tym samym dniu Pan Jezus mi ukazał królewski Swój Majestat, zdumienie moje spotęgowane wyrwało mi z serca pytanie:



- Więc to stajnia dla Twego Majestatu w chwili Narodzenia? O, jakżebym chciała Ci dać złotą kolebkę, najpiękniejsze mieszkanie, najwygodniejsze posłanie. Jezus zapłakał. Serce Jego doznało przedziwnego bólu, że ludzie nie przyjęli Go do domów swoich; mnie udzielił się ten ból. Cierpiałam bardzo. Zdawało mi się, że jestem w Sercu Pana Jezusa i czuję to, co On czuł. Wiedziałam przy tym, że Boże Dziecię ma świadomość, że samo wybrało stajenkę na miejsce Swojego Narodzenia. Pan Jezus do mnie nie mówił, ale dawał mi uczestnictwo w najgłębszych tajnikach myśli i uczuć Swoich. W duszę Maryi wlał Pan Jezus najobfitsze poznanie Jej godności Macierzyństwa Bożego i płynące stąd upojenie szczęścia. Maryja wzięła na ręce Swoją Dziecinę, przytuliła do Serca, okryła płaszczem, wielbiąc w Swym Synku Majestat Boży.
- Matuchno - wyszeptałam - ucałuj ode mnie Boże Dziecię.
- Pójdź i ty, ucałuj. Ty jesteś także Moim dzieckiem przez Jezusa. Zbliżyłam się na klęczkach. Ucałowałam nóżki i rączki Jezusa - piękne, bieluchne i przedziwnie miłe. Matka Najświętsza zbudziła św. Józefa słowami: 

- Józefie, Maluczki się nam narodził. Syn Najwyższy jest nam dany. Józef św. zbliżył się z pokorą, klęcząc wielbił Boga w Synu Swojej Oblubienicy, ucałował stopy i rączki Dzieciny i poszedł przygotować żłóbek, usłać go siankiem. Maryja tymczasem owinęła Swoją Dziecinę w pieluszki i złożyła uśpioną do żłóbka. Obydwoje ze św. Józefem uklękli przy żłóbku, a Serca Ich pełne były szczęścia, miłości i uniesienia. Przeżywałam wszystko razem z nimi - adorowałam Pana Jezusa, kochałam Go tak bardzo, że nie wiem nawet, co się potem stało. Zdaje mi się, że niedługo po ułożeniu Dzieciątka do żłóbka, przyszli pasterze. Przyszło ich tylu, że napełnili całą stajenkę. Oświadczyli zaraz u wejścia, że idą złożyć hołd Zbawcy Narodzonemu i natychmiast uklękli, wielbiąc głośno Boga, że spełnił obietnicę daną Prorokom.

W stajence tliło się liche tylko światełko, ale oto w żłobie leżał Ten, który jest Światłością świata. Dziecię Boże otaczała tak wielka miła jasność, a w twarzyczce Jego było tyle nadziemskiego piękna, że pasterze wpatrywali się z zachwytem w rysy i w śliczną biel Dzieciny.

Kiedy już wynurzyli uczucia swoich serc, zaczęli opowiadać o widzeniu Aniołów, o poselstwie z nieba danym, każdy dorzucał coś od siebie. Więcej pytań zadawał im św. Józef, Maryja słuchała opowiadania w milczeniu, a ja cieszyłam się chwałą Boga, objawioną prostym pastuszkom.

Przeżycie całe uszczęśliwiało mnie przeogromnie, najwięcej dlatego, że miałam uczestnictwo w myślach i uczuciach zarówno Bożej Dzieciny, jak i Matki Najświętszej. - Niech będzie za wszystko Bóg uwielbiony.

29 grudnia - dzisiaj Pan Jezus dał mi znowu udział w szczęściu, jakim napełnione było Serce Matki Najświętszej w chwili, gdy po raz pierwszy wzięła na ręce Boską Dziecinę. Oblicze Maryi tchnęło takim uduchowieniem, w oczach Jej było tyle blasku i ognia miłości Bożej, iż mi się zdawała być raczej Serafinem, niż człowiekiem, a jednak czułam, że Ona jest Matką Moją.

Pan Jezus-Dziecię - tulił się do Niej z największą serdecznością i miłością. Zdawało mi się, że ten sam strumień radości, który przepływał przez dusze i Serce Maryi, zalewał równocześnie moją duszę. Był moment, kiedy się pochyliłam nad żłóbkiem, a Jezus-Dziecię - uczynił znak krzyża na moich oczach, na czole i ustach, i rzekł: Błogosławię twe oczy, które są równocześnie Moimi, bo Ja przez nie patrzę, by pociągać dusze bliźnich twoich do Boga. Błogosławię Twe czoło i składam na nim tajemnicze piętno chwały, której używać będziesz w wieczności. Błogosławię twe usta, by one Moją tylko głosiły chwałę, wszak ty dla Mnie tylko żyjesz, ukochana moja, i wszystka Moja.

Dotknięcie maleńkich dłoni Dzieciątka Jezus poprawiło mi szczęście i radość, której określić nie umiem.
- Ja tu dla ciebie jestem, Moja oblubienico. Ja kocham ciebie.

Z serca mojego wyrwała się podzięka pełna rozradowania.
- Mój Jezu - wołałam - jak ja Ci wdzięczną jestem za to, że mnie dla Siebie zachęcałeś całkowicie. Bałam się niegdyś, czy odrywając się całkowicie od stworzeń, będę mogła przejść przez życie, czyniąc dobrze dla tych, z którymi żyję. I nie czuję braku - jestem tak bardzo szczęśliwą już trzydziesty szósty rok życia.
- I skończysz je w szczęściu i w miłości - dodał Pan Jezus. - Ja przecież wiem o każdym wyrzeczeniu się dla Mnie.



W oktawę uroczystości Bożego Narodzenia, pozwolił mi Pan Jezus przeżyć Jego pierwsze chwile w stajence betlejemskiej. Zapomniałam o tym, co mnie otacza, wpatrując się w przecudną postać Niepokalanej., tuląc w swoich objęciach Boskie Dziecię. Maryja była tak uroczo piękna, że samo wpatrywanie się w Nią mogło dusze zachwycić, a ponad tym wszystkim górowała świadomość Jej wielkiej godności Matki Bożej. Zdawało mi się, że nawet Pan Jezus spoglądał na Nią z uszanowaniem, czy zachwytem na widok Jej niepokalaności i wzniosłości cnót: św. Józef klęczał, wielbiąc Dziecię Jezus i Królową Niebios we własnej Oblubienicy, składając w żłobie na sianie Boga Człowieka. Maryja odezwała się słowami proroka:
- Maluczki się nam narodził.
Św. Józef dodał:
- I Syn Najwyższego jest nam dany.

Matuchna Boża, nie spuszczając z oczu Dziecięcia, szeptała znów w uniesieniu:
- Zapowiedziany w raju, oczekiwany przez wszystkie narody i pokolenia, przepowiedziany przez proroków, oto leży maleńki i cichy. - On taki możny i pełen chwały.

Św. Józef mówił znowu:
- Ukochanie nasze, Bóg ojców naszych w osobie Syna przyszedł od nas. - O, jak On piękny - najpiękniejszy z synów ludzkich, Zbawiciel świata - niech Mu oddadzą hołd wszystkie stworzenia, wszystkie ludy i pokolenia.

Tak upływały Matuchnie Boże i św. Józefowi chwile nocy, w zachwycie, w upojeniu szczęścia i miłości, a ja cichutko klęczałam, wreszcie ośmieliłam się odezwać:
- Niepokalana - spójrz, pomnij, że przez macierzyństwo Boże jesteś równocześnie Matką ludzkości i Matką moją. Matuchno - pozwól mi ucałować stopy Jezusa, którego kocham ponad wszystko.

Spojrzała na mnie Matka Najświętsza, nie odrywając się wcale od szczytów kontemplacji Boga-Człowieka, podała mi Jezusa, a ja w najgłębszej pokorze ucałowałam nóżki i rączki Jezusa, a On dawał mi głębokie poznanie tajemnicy Jego maleńkości, Jego pierwszych chwil, przeżytych dla chwały Najukochańszego Naszego Ojca w niebie, na rozradowanie Matuchny Najświętszej, św. Opiekuna Józefa, dla odrodzenia ludzkości całej w Nim i przez Niego, dla zjednoczenia się z duszami czystymi i moją niegodną duszą. W czasie, kiedy ja zajęta byłam Jezusem, Matuchna Boża poprawiała siano w żłobie, św. Józef sprzątał - a ja oddałam Niepokalanej Jezusa dopiero wówczas, gdy św. Józef dał znać, że ktoś zbliża się. Byli to pastuszkowie. Nie odeszłam ze stajenki, byłam świadkiem ich opowiadań o poselstwie anielskim, ich radości na widok Boskiej Dzieciny. Św. Józef rozmawiał więcej z pastuszkami, Matka Najświętsza milczała, podawała Dziecię Jezus do ucałowania Jego nóżek. Pan Jezus patrzył na pastuszków tak głęboko, że Jego spojrzenie zostawiło w ich duszach niezatarte ślady na całe życie".

W: O. Stanisław M. Kałdon OP, Nowenna do Dzieciątka Jezus, Kraków 2000.