Gruźlica skóry

S. Zygmunta Płaza wspomina przypadek, który znala jeszcze z okresu wojny: „W czasie okupacji byłam na placówce zakonnej w Radymnie, wykonywałam między innymi funkcję opiekunki chorych. Zgłaszała się po poradę do mnie dziewczyna z Sośnicy, imię jej Anna, nazwiska nie pamiętam. Cierpiała na gruźlicę skóry, leczyła się w szpitalach w Przemyślu i w Jarosławiu, opiekował się nią lekarz Malik Józef z Radymna, kuracje nie dawały rezultatów. Stan chorej był ciężki, miała ropiejące rany na nogach, psuło się ciało. Stosowane przeze mnie medykamenty nie przynosiły chorej ulgi. Zaleciłam pacjentce i jej rodzinie odprawienie nowenny do Sł. Bożej, nasz dom zakonny również gorliwie się modlił. Ogromnie zależało mi na tym, by chorej pomóc. Miałam pukiel włosów Sł. Bożej. Dyskretnie dołączyłam je do przyłożonej na rany chorej maści tranowej. Ona nic o tym nie wiedziała. Z silną wiarą, ale i z bijącym sercem, oczekiwałam na rezultat. Skutek był nieoczekiwany. Chora zgłosiła się następnego dnia, radosna i uśmiechnięta. Przyszła na piechotę, choć poprzednio ojciec przywoził ją furmanką. Okazało się, że wszystkie rany się zagoiły, pozostały jedynie blizny. Nie potrzebowała już mojej pomocy. Spotykałam ją później, wiem, że pracowała jako traktorzystka. Rodzina jej wyjechała następnie na ziemie zachodnie".