Ciężki wypadek drogowy

Ireneusz Goliszewski, 20-letni młodzieniec, uległ ciężkiemu wypadkowi drogowemu. W dniu 25 czerwca 1979 r. spadł z wysokości około 9 metrów, uderzając głową o betonowe podłoże. Nieprzytomny został odwieziony do szpitala w Strzelcach Opolskich. Początkowo miał chwilowe przebłyski świadomości. 30 czerwca stan zdrowia pogorszył się. Został odwieziony do szpitala wojewódzkiego w Opolu. Stwierdzono: wstrząs mózgu, złamanie kości skroniowej, złamanie podstawy czaszki, krwiak okularowy, złamanie obojczyka. Ojciec, który pojechał do niego, został poinformowany przez lekarza, że syn przygotowywany jest do operacji, ale czekają na poprawę tętna, gdyż jest prawie nieuchwytne. W tym dniu, odwiedziła chorego jego ciocia - siostra zakonna Bronisława Goliszewska. Lekarz poinformował ją o stanie zdrowia chorego i przygotowaniu do operacji, zaznaczając: "Robimy co można, by uratować życie, a reszta w ręku wyższej siły". Pozwolił na krótkie odwiedziny. Gdy weszła do sali, chory leżał w stanie zamroczenia. Przyniosła ze sobą w woreczku ziemię z grobu s. Leonii. Ruchem ręki trzymającej ziemię zatoczyła koło nad zbolałą głową, modląc się słowami: "Leosiu pomóż, Leosiu wstaw się za tym nieszczęśliwym dzieckiem przed tronem Boga, a Bóg na pewno siła swej łaski dopełni reszty i uzdrowi go". Po chwili odeszła. Ojciec chorego zeznaje, że jeszcze w tym samym dniu, po południu, Ireneusz odzyskał całkowitą przytomność. Bóle głowy ustąpiły, zaczął chodzić, poczuł głód. Zaniechano operacji. Lekarz poinformował matkę, która odwiedziła chorego, że stan jest zadowalający, ale widzenia się z synem nie udzielił, by przeżycie nie pogorszyło jego zdrowia. 3 lipca odwiedził Ireneusza rodzony brat. Otrzymał pozwolenie widzenia i rozmawiali swobodnie. Chory wyraził chęć wyjścia ze szpitala, bo czuł się dobrze. 6 lipca został przekazany ze szpitala wojewódzkiego do neurologicznego. Ojciec, który wraz ze swą córką odwiedził go 8 lipca, zeznaje: "Na korytarzu zobaczyłem moją siostrę Bronisławę, wychodzącą z sali, na której Ireneusz leżał. Podbiegłem do niej, by szybciej zaspokoić ciekawość o stanie zdrowia. Odpowiedziała mi, że Irek zdrowy, radosny, że wkrótce powróci do domu, ale musi przejść jeszcze szereg dodatkowych badań. Myślałem, że ogłupieję z radości, że słuch mnie zawodzi. [...] Niecierpliwie czekałem na czas odwiedzin aż będę wpuszczony na salę. Dziwny widok przedstawił się moim oczom. Syn był radosny, rumiany i cieszył się nami jak dziecko". Dnia 19 lipca opuścił szpital. Przez cały miesiąc pomagał rodzicom w pracy przy gospodarstwie. Od września 1979 r. podjął pracę w cementowni Strzelce Opolskie. Lekarz szpitala w Strzelcach Opolskich, K. R., oświadcza na piśmie: "Zadziwiająco szybki powrót do zdrowia przy tak dużych zmianach pourazowych mózgu i czaszki trudno jest wytłumaczyć naturalnie, jedynie działaniem sił odpornościowych i leków".