Dziennik, Zeszyt I (6)

Błagałam Boga, by mnie raczył przyjąć do nieba, gdzie mogłabym kochać Go już bez przerwy. A cierpienie? - szepnął głos. Zamilkłam zawstydzona, a otrzymawszy pozwolenie spowiednika, zaczęłam błagać Pana Jezusa, by mi udzielił łaski cierpienia. Ufam Miłości.
Oświadczałam Panu Jezusowi, że kocham Go ponad wszystko, a On z dobrocią odezwał się: Kochasz jeszcze siebie, nie umartwiasz się we wszystkim, jak tego żądam. Zaczęłam się usprawiedliwiać. Jezu, widzisz, jak słaba jestem, bądź moją mocą. Ja dopiero zaczynam życie ofiary, zresztą boję się odpowiedzialności za swoje zdrowie. - Jeżeli Ja żądam umartwienia, przed kim boisz się odpowiedzialności? Ja jestem Życiem, twoje życie też do Mnie należy. Ja nie zabijam, ale ożywiam. O, gdyby dusze znały cenę umartwienia, gdyby wiedziały, jaka [jest] ich cena, toby się ubijały o nie daleko więcej niż bogacz dobija się o zdobycie majątku. Małoduszność w poszukiwaniu umartwień jest tą zasłoną którą boją się podnieść dusze z obawy, by nie przyjrzeć się z bliska własnej słabości dziecięcej. Nie chodzi Mi o umartwienia nadzwyczajne, do tych daję osobne powołanie komu chcę. Od wszystkich jednak dusz wymagam zaparcia się siebie w tym, co sprawia [8] przyjemność, dozwoloną wprawdzie, ale z której można by złożyć ofiarę. To taka drobnostka. Żebrakowi czasem daje się na ofiarę tylko grosz, a Mnie i tego odmawiają dusze, niestety - nieraz dusze przeze Mnie ubogacane.