Stefania K. ze Starej Wsi zeznaje w 1970 r.: "Przed piętnastu laty pochorowałam się ciężko na skrzep w obydwu nogach. Leżałam przez jakiś czas w domu, potem w szpitalu. Dostałam wylewu skrzepu. Lekarze powiedzieli, że nie ma dla mnie ratunku. Usłyszałam ten wyrok, który przeszył mnie jak miecz. Zaczęłam żałować, że tak mało zrobiłam dobrego, że nawet przed pójściem do szpitala nie poszłam do spowiedzi. Potem pogodziłam się z tym, że umrę. Po wizycie lekarskiej jeszcze więcej się w tym utwierdziłam. Skrzep doszedł do serca, stan ciężki. Zaczęłam wołać do siostry Leonii o ratunek. Wciąż widziałam koło mnie stojących bezradnie lekarzy. Po chwili straciłam przytomność. Po odzyskaniu przytomności zaczęłam znowu wołać o ratunek do Matki Boskiej i siostry Leonii. To trwało dość długo. Traciłam przytomność i odzyskiwałam ją. W tej agonii widziałam jakby postać Matki Bożej i Ona wskazywała mi na wyłaniającą się postać siostry Leonii. Potem znowu odzyskałam przytomność. Lekarz zawołał mnie głośno po imieniu. Nie wiem jak się to stało, że w momencie usiadłam na łóżku. Podali mi jakieś krople i znowu straciłam przytomność i tak to trwało do drugiego dnia. Następnie znowu mnie czymś ocucili. Czułam się coraz gorzej, żałowałam, dlaczego dyrektor przerwał mi konanie. Tak się to ciągnęło przez jakiś czas. Gdy mi się chwilowo ulżyło, zaczęłam czytać książkę „Ku szczytom". Nie mogłam jednak długo czytać, bo dobrze nie widziałam na oczy. Pewnego dnia zobaczyłam przez okno siostrę służebniczkę. Myślałam, że to siostra Konstancja Nowak - pielęgniarka. Potem przypatrzyłam się dokładniej i rozpoznałam, że to była siostra Leonia Nastał. Od tej pory zaczęłam mówić (bo przedtem ani nie mówiłam, ani nie słyszałam) i słyszeć. Za trzy dni nogi były prawie zdrowe. To uzdrowienie przypisuję siostrze Leonii. Wszyscy stwierdzili, że umrę, jednak siostra Leonia mnie uzdrowiła".