Rak jelit

Monika Gacek opisuje łaskę uzdrowienia przyjaciółki: „13 maja tego roku [1992] zachorowała moja przyjaciółka imieniem Wanda K. - ma lat tyle co ja 67 - dostała silnego bólu brzucha. W szpitalu w Jarosławiu rozcięli jej brzuch i stwierdzili, że to rak jelit. Zaszyli bez operacji, ropa płynęła z brzucha i ustami. Stan był beznadziejny. O jej stanie dowiedziałam się od jej córek, które mówiły: mama coraz słabsza, lekarze nie dawali nadziei, raczej przygotowywali na najgorsze. Ja wciąż modliłam się za nią. Przyszły mi na myśl relikwie i nowenna do S. Marii Leonii. Pojechałam do szpitala. Poznała mnie, ale była bardzo słaba, leżała bezwładna, nie mogła podnieść ręki do ust, aby się napić. Nie mogłam zrozumieć co mówi, bełkotała. Prosiła, żeby ją napoić i obmyć. Co chwila zasypiała. Gdy się obudziła mówię do niej - Wandziu, mam relikwie, szczątki z trumny Sł. Bożej S. Marii Leonii i nowennę. Nie znała jej, ale prosiła, żebym przywiązała jej do łańcuszka, który miała na szyi z cudownym medalikiem Matki Niepokalanej. Przywiązałam, jak chciała. Prosiła mnie: Monisiu módl się do twojej siostrzyczki, bo ja nie mam siły. Stan bardzo ciężki trwał długo, tak że jednej nocy już zdawało się, że będzie koniec. Ja wciąż modliłam się, prosząc Siostrę Marię Leonię, by wstawiła się za nią do Matki Najświętszej i uprosiła jej życie, obiecując, że gdy wyzdrowieje przyjdziemy obie do jej grobu podziękować. Od tej chwili stan chorej się polepszał. Po dwóch tygodniach znowu pojechałam do niej. Zastałam ją siedzącą na łóżku o własnych siłach. Gdy mnie zobaczyła, zawołała na całą salę: Monisiu, szczątki z trumny mnie uzdrowiły. W lipcu przyjechała do domu. Chodziłam do niej, bo mieszka niedaleko mnie. Była jeszcze bardzo osłabiona, ale z dnia na dzień czuła się coraz silniejsza. 15 sierpnia wypełniłyśmy obietnicę. Podziękowałyśmy obie Bogu, Matce Bożej za doznane łaski przez wstawiennictwem S. Leonii".